poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 7


Wszystko zmieniło się tak nagle, a Lisa nie potrafiła niczego żałować. Dzięki tej sytuacji wiedziała, na kogo naprawdę może liczyć. Z delikatnym uśmiechem schodziła na dół, by poczekać na przyjaciółkę, która obiecała jej pomóc przy świątecznych zakupach. Nie miała pomysłu na prezent dla bliźniaków czy rodziców. O samej przyjaciółce nie wspominając. Przez to całe świąteczne zamieszanie nie miała czasu myśleć o zachowaniu Andreasa, co nawet ją cieszyło. Cały czas wmawiała sobie, że to on stracił, a nie ona. Czasem to pomagało.

- Gotowa na świąteczny zakupowy zawrót głowy? - zapytała Caroline stając w progu domu przyjaciółki. Otrzymując jej promienny uśmiech złapała ją za rękę i wyciągnęła na mroźne powietrze. Słońce próbowało przebijać się przez gęste chmury, ale niespecjalnie mu to wychodziło. W każdej chwili mógł zacząć padać deszcz, ale dziewczyny nie przejmowały się tym. Szły ramię w ramię wesoło rozmawiając i wymieniając się pomysłami.

- Naprawdę mam pustkę w głowie, jeśli idzie o bliźniaków. Co można dać komuś, kto ma wszystko?
- Coś od serca. I chyba nawet mam już pomysł.

Lisa nigdy nie potrafiła zrozumieć, jak ludzie mogą kochać zakupy. Ona zawsze była po nich strasznie zmęczona i marzyła tylko o tym, by znaleźć się we własnym łóżku. Chodzenie od sklepu do sklepu było najbardziej wyczerpującym zajęciem na świecie. Ale była zadowolona. Udało jej się znaleźć prezenty dla wszystkich. Nawet dla Caro, co nie było rzeczą łatwą. Nie mogła się już doczekać, by obdarować wszystkich upominkami. Odliczała dni do świątecznego spotkania, które organizowali bliźniacy. Ruda obiecała jej towarzyszyć, za co była jej bardzo wdzięczna. Zastanawiała się, czy Andreas także tam będzie. Ostatnio nie najlepiej dogadywał się z bliźniakami, którzy mieli mu wiele za złe. Nigdy nie chciała być przyczyną rozpadu ich przyjaźni, ale przecież nie zrobiła tego celo. Niczego nie zrobiła. Po prostu była sobą.

- Kolacja na stole!
- Już idę mamo!

Schowała prezenty do szafy i wyszła z pokoju. Nie była jednak wystarczająco ostrożna wciąż zajęta myśleniem o Andreasie i potknęła się spadając z połowy schodów na sam dół. Czuła okropny ból w nodze, który nie chciał ustąpić. Próbowała nią poruszyć, ale nie była w stanie. W myślach przeklinała swoją nieuwagę.

Chwilę później znajdowała się w sali zabiegowej najbliższego szpitala, gdzie po szybkim prześwietleniu padł wyrok. Gips na sześć tygodni, ponowne zdjęcie rentgenowskie, a potem się zobaczy. Była załamana. Przy swoim kalectwie była wręcz skazana na wózek. Kolejne utrudnienie. Jakby i bez tego nie miała problemów w poruszaniu się. Chciała płakać, ale wiedziała, że to niczego nie zmieni. Zrezygnowana wróciła do domu i zajęła miejsce w salonie. Zdziwiła się słysząc pukanie do drzwi. Kto mógł ich odwiedzać o tak późnej porze? Odpowiedź dopadła ją na kanapie niczym huragan.

- Nic Ci nie jest?
- Wszystko w porządku?
- Mocno boli?
- Dasz się przejechać wózkiem?
- Tom ogarnij się.
- Ciii dajcie jej dojść do słowa.

Dziewczyna zaśmiała się cicho rozpoznając zaniepokojone głosy przyjaciół. Spodziewała się ich dopiero jutro. Wracając ze szpitala zadzwoniła do Caroline i poprosiła, by poinformowała bliźniaków, bo nie była w stanie się do nich dodzwonić.

- Wszystko w porządku. Trochę boli, ale da się żyć. Tak Tom dam Ci się przejechać wózkiem – powiedziała próbując opanować szeroki uśmiech, który uparcie cisnął się jej na usta. Po chwili poczuła, jak kanapa zapada się.
- Strasznie się o Ciebie martwiliśmy. Jak do tego doszło?
- Głupia sprawa. Myślałam o Andym i nie zwróciłam uwagi na to, co robię.
- Ten idiota nawet na odległość sprawia problemy.
- Jak to na odległość?
- Wczoraj wyjechał do dziadków na drugi koniec kraju i wróci dopiero po nowym roku. - powiedział Bill kładąc jej dłoń na ramieniu. Wiedział, że to było dla niej trudne. Mimo tego, co zrobił jej blondyn ona wciąż za nim tęskniła. Nie zasłużył na taką przyjaciółkę.
- Za to Ty nie myśl, że wymigasz się od nasze imprezy. Z wózkiem czy bez chcę Cię na niej widzieć – powiedział Tom próbując udawać groźnego. Dziewczyna zachichotała kręcąc głową i zdjęła z nosa okulary, które jej przeszkadzały.
- Kurcze przejrzałeś moje plany. I cała akcja z łamaniem sobie nogi na nic.

Po tych słowach wszyscy wybuchnęli szczerym śmiechem, co nieco rozładowało sytuację. A Lisa mogła odetchnąć. Na imprezie nie natknie się na obrażonego blondyna, którego zachowanie przekraczało wszelkie możliwe granice. Jak można być aż tak podłym i nieczułym?

Rozmawiali dopóki mama dziewczyny nie wygoniła ich, zapraszając jutro od rana. Pomogła wejść Lisie na górę do swojej sypialni i przygotować się do snu. Czy tego chciała, czy nie teraz była zależna od wszystkich. Z jedną nogą w gipsie nie była w stanie zrobić niczego. A mimo to cieszyła się. Nie sposób było nie zauważyć troski w głosie Toma i jego gestach. Delikatnym gładzeniu po ramieniu, silnym uścisku na pożegnanie i nerwowym wzdryganiu się, gdy przez przypadek musnęła dłonią jego udo. Już od jakiegoś czasu zauważała te wszystkie rzeczy, ale nie skupiała się na nich aż do dzisiejszego wieczora, który upewnił ją w jednej rzeczy. Tom coś do niej czuł, a ona zamierzała się dowiedzieć, co. Nawet jeśli będzie musiała go torturować i szantażować. Choć miała nadzieję, że to nie będzie konieczne.


Tom przechadzał się nerwowo po swoim pokoju. Impreza zbliżała się wielkimi krokami, a on wciąż nie miał prezentu dla Lisy. Zawsze kiepsko sobie z tym radził, ale teraz naprawdę się tym przejmował. Pierwszy raz zależało mu na tym, by dana osoba była zadowolona z otrzymanego prezentu. Z Billem nigdy nie było takiego problemu, mama cieszyła się ze wszystkiego a Andreasowi wystarczyło kupić jakiś alkohol i do końca roku chodził zadowolony. Nigdy jednak nie kupował prezentu dla dziewczyny. Zwłaszcza dla takiej, która coś dla niego znaczyła. Sam nie do końca to wszystko rozumiał. Wciąż gubił się i próbował znaleźć zbłąkaną myśl, która gdzieś mu umknęła. Faktem jednak było, że zależało mu na niej bardziej, niż przypuszczał i musiał znaleźć idealny prezent, by móc w ten sposób wyrazić swoje uczucia. Tylko co mógł podarować komuś, kto świat poznawał przez dotyk i słuch? I nagle przyszło olśnienie.

- Ale ze mnie idiota – mruknął i pacną się otwartą dłonią w czoło. Dlaczego wcześniej na to nie wpadł? Zaczął grzebać w szufladzie szukając zaginionego kawałka papieru. Miał nadzieję, że Bill zgodzi się mu pomóc. Pewnie sam by temu podołał, ale to nie byłoby takie wyjątkowe, jak powinno być. Bill nadawał się do pomocy idealnie. W końcu znalazł zaginioną kartkę, chwycił gitarę i wyszedł z pokoju kierując się w stronę królestwa brata. Zastukał cicho i, nie czekając na odpowiedź, wszedł.
- Potrzebuję Twojej pomocy – powiedział zamykając za sobą drzwi.